Krakowskie wrażenia
Kraków, mój kochany Kraków tym razem przywitałam łzami, wściekłością i bezradnością.
Ciągle łudząc się, że naprawa będzie szybka, koszt niewielki, a mechanik tym razem skuteczny osiedliliśmy się na 8 piętrze pewnego bloku w Krakowie. W głowie ciągle były Karkonosze z Dominiką i jej rodzinką oraz Gdańsk z pyszną kawą u Pani Marysi.
Miłe towarzystwo Gabi osładzało nam czekanie na "wyrok" od mechanika. Dni mijały, a telefon nie dzwonił. Każdego dnia wędrowaliśmy zwiedzając Kraków i "zaliczając" kolejne atrakcje. Pobiłam swoje rekordy w kilometrach po ulicach jakże pięknego Krakowa, poprawiając kondycję i oszczędzając na tramwajach :-) A było to tak:
Dzień pierwszy - być może ostatni w K.
Auto na lawetę, my do lawety, klucz w tajnym miejscu, zostajemy na noc. Jutro pewnie auto będzie gotowe i pojedziemy pod Jelenią Górę do Domi. Gabi w pracy, zamykamy mieszkanie i wędrujemy na rynek,Kościół Mariacki, Wawel, Wisła (jak dobrze, że nie jestem dzisiaj kierowcą). Nawet deszcze nie pada, słońce wyszło i pięknie nam przyświeca, jakby chciało powiedzieć: "Ej, tu też jest pięknie!". Całkiem przyjemne to wędrowanie, zakupy, obiad i spotkanie z psem Browarem i właścicielką psa - Gabi. Nocne pogaduszki do białego rana.
Dzień drugi - być może ostatni w K.
Nie marnujemy czasu i pogody. Rynek, Wawel i Wisła :-) Wracamy na spotkanie z gościnną Gabi, dajemy się nabrać na słodkie, proszące oczy Browarka. Wieczorem wyruszamy na podbój miasta (jak dobrze, że nie jestem kierowcą): rynek, kilka miejsc z klimatem zapchanych turystami, fotki "Kraków nocą" i trafiliśmy do miejsca gdzie było mnóstwo pysznego jedzenie, w tym kwaśnica :-) dzięki czemu lekko powiało górami. Powrót do domu i nocne rozmowy Polaków ciąg dalszy...a właśnie..mechanik zadzwonił, że nie ma szans na naprawę "na cito", bo trzeba znaleźć nową - starą skrzynię biegów. Żegnamy nadzieję na Karkonosze i ciągle łudzimy się, że może Gdańsk się uda odwiedzić.
Dzień trzeci - na pewno nie ostatni w K.
Idziemy na mecz Wisła Kraków - Pogoń Szczecin ku uciesze jednych i zmartwieniu drugich. Co zrobić, nie wszyscy kibicują Wiśle, ale atrakcja meczowa jest zawsze w cenie (do tego mama "terrorystka atrakcjowa") . Sama lubię stadionowe emocje. Wulgaryzmy w kibicowaniu niestety raczej nie do wyplenienia. :-(
Spacer do domu. Słuchamy wokalistki zespołu Foch na żywo - jest genialną artystką. Posiadanie płyty pt. "Dziewczyna i Foch" wydaje sie być wręcz musem :-) Polecam!
Dzień czwarty - być może ostatni w K.
Leniwy poranek smaczna kawusia i kolejny spacer na stadion tym razem na mecz Cracovia - Piast Gliwice. Oczywiście ponownie ku uciesze jednych i nieszczęściu drugich. Tym razem deszcz goli, a do tego kibice okładający się musztardą i ketchupem okraszonych wykrzyczanym "mięsem". Na stadionach mecze przeżywa się inaczej, człowiek staje się częścią tego organizmu pełnego emocji, energia unosi się nad trybunami jeszcze bardziej niż nad samą murawą.
Wieczorem wizyta w nowo otwartym salonie kosmetycznym Gabrieli Ganczarskiej w miejscowości Rybna koło Krakowa. Pięknie się urządziła i polecam z całego serca bo to zdolna bestia i artystka. Na zdjęciu mój tomik w rękach klientki salonu, która w prezencie otrzymała książeczkę. Miłośniczka książek i zadbanych dłoni :-)
Dzień piąty - być może ostatni w K.
Jako "tubylcy" czekamy na przyjazd szwagrostwa z dziećmi, dla wtajemniczonych Gertrudy z rodziną :-). Zadzwonił mechanik, znalazł skrzynię. Jutro po nią jedzie. Ciekawe jaki będzie jej stan tym razem. Mniej więcej już mamy wyobrażenie, że zapłata za naprawę pochłonie nasze oszczędności na wakacje, ale dzisiaj odpuszczamy ten przykry temat i zabieramy gości z Radomyśla Wlk. do Ogrodu Doświadczeń. "Zabieramy" to trochę dużo powiedziane, oni przyjeżdżają swoją "czerwoną strzałą" - świeżo po remoncie, a my tramwajem. Polecam ten ogród, tylko wybierzcie piękną słoneczną pogodę, bo nad nami cały czas wisiało ryzyko ulewy, na szczęście tylko troszkę pokropiło. Najlepszą atrakcją było oddziaływanie siły odśrodkowej. Gerta sprawiła, że popłakałam się ze śmiechu.
Tak się szczupleje na wakacjach w Krakowie :-) |
Dzień piąty obfituje w atrakcje. Dzisiaj czasówka Tour de Pologne.
Zasiadamy na trybunach z gadżetami kibica, zostawiamy cześć ekipy i w 3 wędrujemy załatwić jeszcze jedne zakupy.Szybka wycieczka pod Stadion Wisły, gdzie stacjonują ekipy kolarzy, zakupy w sklepie klubowym. Przed stadionem spotykam stoisko z napojami różnymi, a ja dostrzegam kubeczki z logo ŚDM i postanawiam, że kupię Karolci na pamiątkę.
- Przepraszam ile kosztuje teki kubek? - pytam, widząc spora piramidkę z kubeczków.
- Nie sprzedajmy kubków. - odpowiada Pan i Pani jednocześnie.
- aaaaaa (zatkało mnie na moment)....yyyyyy.....ale ...te kubki tam.....- dukam jakbym zapomniała mowy ojczystej.
- Kubków nie sprzedajemy, ale może Pani kupić kawę podwójną i do tego będzie kubek gratis. - odpowiada sprzedawca.
- Dobre, OK, to poproszę -zamawiam kawę i kubek dostaję w prezencie ;-).
Karolina dostaje - lekko używany kubek ale co zrobić taka sytuacja. Przynajmniej jest z czego pośmiać.
Kawa w komplecie z kubkiem gratis |
Dzień szósty - być może ostatni w K.
Wybraliśmy się na wystawę do Galerii Kazimierz, której w sumie nie obejrzeliśmy, ale za to zakupy pamiątek - koszulek się udały. Wracamy w deszczu. Na szczęście opady krótkotrwałe, a my uzbrojeni w parasole. Dzwoni mechanik. Auto gotowe, można odebrać. 1420 zł brzmi wyrok.
Nie zdążymy już dzisiaj dotrzeć do warsztatu, odbierzemy auto następnego dnia. Spacer więc konieczny, szczególnie, że to kolejny dzień, gdy nie jestem kierowcą :-)
Dzień siódmy - ostatni w K.
Leniwe obudzenie się, posprzątanie "wyspy" na środku kuchni złożonej z naszych plecaków. Idziemy po auto.Coś pysznego w drodze powrotnej u Buczka. Pożegnanie z Browarem,
pożegnanie z Gabi w jej salonie w Rybnej i autostradą prosto do domu. Wracamy w pełnym słońcu.
Zwykle cieszyłam się na powrót do domu, wiecie, to przysłowie "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej", tym razem wracam z niedosytem bo chociaż czas w Krakowie był intensywny i ciekawy to jednak żal za Karkonoszami i Gdańskiem wisiał niczym chmura gradowa w mojej głowie. Na szczęście jeszcze żyjemy, to może się uda i tam dotrzeć ;-)
Udanych wakacji Kochani!
Maja Ignaś
Komentarze
Prześlij komentarz