"Z żalem cieszę się"
Jak już wiecie z poprzedniego posta w maju wygrałam wyjazd do Warszawy. Po "prawie wcale niezastanowieniu" zdecydowałam, że jadę. Samochód to mój ulubiony środek transportu. Uwielbiam kierować! Czuję się bezpiecznie i wiem, że nawet jak się zgubię to mogę zawrócić. Przecież z każdego miejsca na ziemi ludzie mogą dotrzeć wszędzie....tak...kocham siedzieć za kółkiem.....
Mam tylko jeden problem....autko parę wiosen już przeżyło i sporadycznie zdarza mu się awaria. I tu jest pies pogrzebany. Niestety w tym względzie niewiele potrafię. Miałam jechać sama więc w obawie przed zapaleniem się kontrolki, której nigdy wcześniej oczy moje nie widziały albo przed nagłym zatrzymaniem się samochodu na największym skrzyżowaniu stolicy ( w Krakowie już to przeżyłam) postanowiłam skorzystać z wrogiej mi komunikacji.
Jadę autokarem. W bagażu same drobne rzeczy i kilka koszulek. Doprawdy nie wiem czy ja taka słaba czy one takie ciężkie. Szwagier Wspaniały wyjechał do pracy wcześniej by zawieść mnie na dworzec do Rzeszowa.
Jak dotąd idzie wszystko zgodnie z planem....siedzę sobie i marze w tym nowoczesnym autokarze. Odkrywam cuda natury, poranną mgłę nad łąkami i cudne chmury nad kolorowymi polami. Zachwycam się tak bardzo, że wzruszam się. Od rana piszę natchnione smsy....taki nastrój.....kocham....W autokarze prawie cisza....jeden pan rozmawia głośno chyba z wszystkimi członkami rodziny i znajomymi....nie pamiętam o czym tak rozprawiał....ale jedno zdanie zanotowałam :
"Z żalem cieszę się". Mam swoją interpretację tego zdania, ale nie chcę Wam nic sugerować. Ciekawi mnie jak Wy rozumiecie to zdanie....o czym mogła być rozmowa?
Wracając do autokarowych wydarzeń.
- Pączek? - zapytał Pan z koszykiem.
- Dziękuję, nie. - odpowiadam, a po mojej nastawionej na tryb oszczędnościowy głowie krąży myśl, że pewnie trzeba zapłacić....Po chwili sama się śmieję z siebie.....nawet gdyby trzeba zapłacić to przecież kurde, na pączka to Cię jeszcze stać! Gadam sama ze sobą, odwracając głowę do szyby, śmiejąc się ze swojego myślenia.
- Kawa, herbata, soczek? - znowu miły Pan idzie z ofertą :-)
- Kawa - tym razem odważnie inwestuję w swoje dobre samopoczucie.
Siedzę, a w ręku trzymam: plastikowy kubek, saszetkę z cukrem, saszetkę z kawą. Rozglądam się co ludzie z podobnym zestawem robią, ale większość ma soczek, jedynie Pan z "Z żalem cieszę się" trzyma takie same akcesoria. Nie wiem czy powinnam iść gdzieś po wrzątek czy siedzieć i czekać. Znowu śmieję się z siebie i piszę smska "a mogłam wziąć soczek" :-)
Nadeszła gorąca woda. Piję kawkę wreszcie. Nadeszły też lody z herbatnikiem i sama Warszawa wreszcie.
Wróg numer dwa to Metro. Powiem Wam, że gdy by nie te ciężkie koszulki to byłaby nawet przyjemna jazda. W "rozbudowanym i zawikłanym" Metrze warszawskim patrzyłam jak sroka w kość w ilustrację z kolejnymi stacjami, żeby nie przegapić wysiadania. Udało się!
Trzy dni atrakcji w hotelu InterContinental w towarzystwie wspaniałych ludzi to inna historia!
Piękna i tak niesamowita, że to temat na osobny post.Podobnie jak historia powrotu do domu. Oj działo się.
Te kilka godzin w autokarze były jak medytacja. Zawsze gdzieś pędzę, nie mogę usiedzieć na.....A tu nie było wyjścia.....najpierw trochę czytałam.....ale później gapiłam się, dosłownie gapiłam na ten piękny świat.....Miałam możliwość usiąść jakby obok na wolnym miejscu i obserwować siebie....swoje wzruszenia....ale i śmieszne zachowania....cechy charakteru....a może przyzwyczajenia i lęki przed ośmieszeniem się....przed przyznaniem się, że czegoś się nie wie.....A przecież masz prawo nie wiedzieć....to, że zapytasz nie znaczy, że się ośmieszysz...
Taka chwila medytacji, obserwowania siebie z zewnątrz pomaga nabrać dystansu do siebie i swoich zachowań....docenić siebie ale i zwyczajnie odpuścić....i cieszyć się życiem, słońcem, rodzinką....
Znajdź czas dla siebie, zamknij oczy i ciesz się sobą. Albo idź na łono natury i poczuj piękno przyrody i uświadom sobie, że jesteś częścią tego piękna. Podaruj sobie czas tylko dla Ciebie. Skoro dbasz o przyjaciół spotykając się z nimi, czemu nie zrobić tego dla siebie?
uściski
Maja
Mam tylko jeden problem....autko parę wiosen już przeżyło i sporadycznie zdarza mu się awaria. I tu jest pies pogrzebany. Niestety w tym względzie niewiele potrafię. Miałam jechać sama więc w obawie przed zapaleniem się kontrolki, której nigdy wcześniej oczy moje nie widziały albo przed nagłym zatrzymaniem się samochodu na największym skrzyżowaniu stolicy ( w Krakowie już to przeżyłam) postanowiłam skorzystać z wrogiej mi komunikacji.
Jadę autokarem. W bagażu same drobne rzeczy i kilka koszulek. Doprawdy nie wiem czy ja taka słaba czy one takie ciężkie. Szwagier Wspaniały wyjechał do pracy wcześniej by zawieść mnie na dworzec do Rzeszowa.
Jak dotąd idzie wszystko zgodnie z planem....siedzę sobie i marze w tym nowoczesnym autokarze. Odkrywam cuda natury, poranną mgłę nad łąkami i cudne chmury nad kolorowymi polami. Zachwycam się tak bardzo, że wzruszam się. Od rana piszę natchnione smsy....taki nastrój.....kocham....W autokarze prawie cisza....jeden pan rozmawia głośno chyba z wszystkimi członkami rodziny i znajomymi....nie pamiętam o czym tak rozprawiał....ale jedno zdanie zanotowałam :
"Z żalem cieszę się". Mam swoją interpretację tego zdania, ale nie chcę Wam nic sugerować. Ciekawi mnie jak Wy rozumiecie to zdanie....o czym mogła być rozmowa?
Wracając do autokarowych wydarzeń.
- Pączek? - zapytał Pan z koszykiem.
- Dziękuję, nie. - odpowiadam, a po mojej nastawionej na tryb oszczędnościowy głowie krąży myśl, że pewnie trzeba zapłacić....Po chwili sama się śmieję z siebie.....nawet gdyby trzeba zapłacić to przecież kurde, na pączka to Cię jeszcze stać! Gadam sama ze sobą, odwracając głowę do szyby, śmiejąc się ze swojego myślenia.
- Kawa, herbata, soczek? - znowu miły Pan idzie z ofertą :-)
- Kawa - tym razem odważnie inwestuję w swoje dobre samopoczucie.
Siedzę, a w ręku trzymam: plastikowy kubek, saszetkę z cukrem, saszetkę z kawą. Rozglądam się co ludzie z podobnym zestawem robią, ale większość ma soczek, jedynie Pan z "Z żalem cieszę się" trzyma takie same akcesoria. Nie wiem czy powinnam iść gdzieś po wrzątek czy siedzieć i czekać. Znowu śmieję się z siebie i piszę smska "a mogłam wziąć soczek" :-)
Nadeszła gorąca woda. Piję kawkę wreszcie. Nadeszły też lody z herbatnikiem i sama Warszawa wreszcie.
Wróg numer dwa to Metro. Powiem Wam, że gdy by nie te ciężkie koszulki to byłaby nawet przyjemna jazda. W "rozbudowanym i zawikłanym" Metrze warszawskim patrzyłam jak sroka w kość w ilustrację z kolejnymi stacjami, żeby nie przegapić wysiadania. Udało się!
Trzy dni atrakcji w hotelu InterContinental w towarzystwie wspaniałych ludzi to inna historia!
Piękna i tak niesamowita, że to temat na osobny post.Podobnie jak historia powrotu do domu. Oj działo się.
Te kilka godzin w autokarze były jak medytacja. Zawsze gdzieś pędzę, nie mogę usiedzieć na.....A tu nie było wyjścia.....najpierw trochę czytałam.....ale później gapiłam się, dosłownie gapiłam na ten piękny świat.....Miałam możliwość usiąść jakby obok na wolnym miejscu i obserwować siebie....swoje wzruszenia....ale i śmieszne zachowania....cechy charakteru....a może przyzwyczajenia i lęki przed ośmieszeniem się....przed przyznaniem się, że czegoś się nie wie.....A przecież masz prawo nie wiedzieć....to, że zapytasz nie znaczy, że się ośmieszysz...
Taka chwila medytacji, obserwowania siebie z zewnątrz pomaga nabrać dystansu do siebie i swoich zachowań....docenić siebie ale i zwyczajnie odpuścić....i cieszyć się życiem, słońcem, rodzinką....
Znajdź czas dla siebie, zamknij oczy i ciesz się sobą. Albo idź na łono natury i poczuj piękno przyrody i uświadom sobie, że jesteś częścią tego piękna. Podaruj sobie czas tylko dla Ciebie. Skoro dbasz o przyjaciół spotykając się z nimi, czemu nie zrobić tego dla siebie?
uściski
Maja
Uwielbiam obserwować widoki w czasie podróży, wolę jak ktoś mnie wiezie, albo coś- na przykład pociąg. A temu panu nie chodziło o "żal" tylko o Żal, Żal to jego kolega- razem z Żalem się cieszyli :D
OdpowiedzUsuńDobre Gabi!
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMoże źle odczytałaś tego pana wypowiedź. Dla przykładu- byłam kiedyś ze swoim psem nad Wisłą. Dzwoni mama Wandzia.
OdpowiedzUsuńMama Wandzia: Co robisz?
Ja: A siedzę z Browarem nad Wisłą. - mama od razu wiedziała, że nie siędzę nad Wisłą żłopiąc "browara", tylko że jestem z psem na spacerze - mój pies ma na imię Browar przecie :)
Ale napisałaś, że masz swoją interpretację jego słów, jestem jej bardzo ciekawa. Podzielisz się nią?
A komentarz przed moim poprzednim usunęłam, bo nie umieściłam literki "a" w imieniu Wandzia. Mam nadzieję, że to nie nasza rodzinna skłonność do sklerozy się nawet w literówce objawiła :D
OdpowiedzUsuńGabryniu zrzucam to na karb "rodzinnej skłonności do sklerozy", a nie browara, ze zapomniałaś jaka jest interpretacja. :-) Ale Twoja opowieść o podwójnym znaczeniu Browara jest super. Gdyż właśnie nie zawsze wszystko jest takie jak my odbieramy :-) Tak więc, wynikało z autobusowej rozmowy, że Pan nie może być gdzieś gdzie akurat jest ktoś inny z powodu którego ten "żal" wynikł był, ale i tak się cieszy, że ten ktoś tam jest mimo, że jego tam nie ma :-) ;-)
OdpowiedzUsuń